Jej ostatnia prośba
- Szczegóły
- Odsłony: 144
Jubileuszowa - 25. - książka Krzysztofa Koziołka i zaskoczenie: tym razem nie kryminał, lecz powieść obyczajowa!
Pogrzeb Kamili Trzeby dobiega końca, gdy jej mąż – Andrzej – odbiera telefon od zdenerwowanej dyrektorki ośrodka adopcyjnego. Kobieta czeka na małżonków w domu dziecka, mieli tam przyjechać, by zabrać do siebie sześcioletniego chłopca i opiekować się nim przez okres tak zwanej styczności, czyli czas, w którym sąd rodzinny ostatecznie zatwierdzi adopcję.
Mężczyzna, powodowany obietnicą złożoną żonie na łożu śmierci, okłamuje dyrektorkę i zabiera dziecko do siebie. Szybko jednak ogarniają go wątpliwości: czy poradzi sobie w pojedynkę i jak długo uda mu się oszukiwać wszystkich dookoła?
Mijają kolejne dni, między chłopcem i mężczyzną zaczyna rodzić się więź, lecz obawy Trzeby o przyszłość wcale nie maleją. Niedługo później staje się to, czego tak bardzo się obawia: ktoś donosi na niego i prawda wychodzi na jaw. Dyrektorka ośrodka adopcyjnego dyskwalifikuje go jako rodzica adopcyjnego, grozi powiadomieniem sądu i nakazuje mu, aby odwiózł chłopca do domu dziecka.
Trzeba staje przed ogromnym dylematem: oddać sześciolatka, łamiąc słowo dane umierającej małżonce i zawieść nadzieje skrzywdzonego przez los chłopca czy narazić się na gniew urzędników i odpowiedzialność przed prawem…
Fragment recenzji na lubimyczytac.pl:
Przepiękna i poruszająca powieść. Autor udowodnił, że kolejny gatunek nie stanowi dla niego problemu, odnalazł się świetnie i wielokrotnie przeżywałam niezwykłe emocje.
Cała recenzja tutaj>>
Fragment powieści:
Złapał ją, gwałtownym ruchem szarpnął w swoim kierunku. Włożył w to tyle siły, że oboje runęli na ziemię, w bezpiecznym miejscu, wystarczająco daleko od przepaści czającej się tuż za skalnym zębem.
Trzeba upadł na plecy, a nieznajoma leżała na nim, oboje dyszeli przy tym ciężko. Ktoś, kto dostrzegłby ich dopiero w tej chwili, mógłby wyciągnąć mylne wnioski.
Mężczyzna poczuł woń jej perfum i stwierdził w myślach, że pachniały cudownie.
– Mógłbyś mnie wreszcie puścić? – syknęła.
Dopiero teraz zorientował się, że cały czas trzyma ją oburącz w pasie.
– Żyjesz? – spytał.
– A nie widać? – burknęła. – To jak, puścisz czy nie?
– Właściwie to mógłbym nie puszczać…
Jeśli Trzeba myślał, że w ten sposób zbuduje miły nastrój, to srodze się zawiódł.
– Świnia! – warknęła.
Patrzył na jej twarz wykrzywioną złością i wciągał zapach perfum.
– Złaź ze mnie! – krzyknęła.
– Nie mogę. – Mało brakowało, a parsknąłby śmiechem. – To ty leżysz na mnie.
– Chciałbyś! – odcięła się momentalnie.